16 lipca 1967 roku New York Times na swoich stronach ogłosił: South Hadley, Massachusetts, 15 lipca, Henry Rox, były profesor Mount Holyoke College i rzeźbiarz, który być może najbardziej znany jest dzięki osobliwym postaciom, jakie tworzył z owoców i warzyw, umarł wczoraj w swoim domu. Miał 69 lat.
Nie miałam pojęcia, że istniał, aż pewnego dnia przekopując Internet znalazłam obrazek pani cebuli, która płacze. Jakże była ona piękna! Zaraz potem odkryłam grające jazz banany a także kąpiące się w wannie fistaszki. Kto? Jak? Dlaczego? Kiedy? To pytania, na które potrzebowałam odpowiedzi. Przecież jestem fanką Arcimbolda i jego portretów Rudolfa II. Zdarzało mi się też przyklejać oczy np. do cytryny. Postacie z warzyw i owoców zachwyciły mnie. Zaczęłam szukać. Znalazłam! Henry Rox! W dodatku urodzony w Berlinie. W sieci nie ma jednak o nim wielu informacji. Po chwili pojawiła się nadzieja. Oto odkryłam, że jest jedno wydawnictwo i galeria w Salzburgu, która planuje wkrótce wydanie książki z jego dziełami a w roku wystawę jego prac. Nie myśląc długo napisałam do FOTOHOF, książki jeszcze nie było na rynku, ale gdy tylko się ukazała na początku grudnia, trafiła w moje ręce. I jest to rzecz przepiękna. Było to pod koniec 2020 roku.
Wracam teraz do tej książki, bo dotarła do mnie na nowo. I to dosłownie. W wyniku zalania mieszkania ucierpiała duża część mojego cennego księgozbioru. Również ta wspaniała publikacja. Na szczęście jest jeszcze do dostania na stronie wydawnictwa. Ponownie się nią cieszę!

Kojarzycie książeczki dla dzieci, które mają grube stronice, takie kartonowe, żeby się nie pogięły i żeby łatwo je było przewracać? Tak jest i w tym przypadku. Kto powiedział, że książki w tej postaci mogą być tylko dla najmłodszych? Nikt! Niesłychanie to pasuje do prezentowanej tu treści, najważniejsze bowiem są zdjęcia autora. Cieszę się natomiast jak dziecko, za każdym razem, kiedy przeglądam tę publikację. I nie ma tu zbędnego tekstu! Biograficzny szkic z esejem stanowią osobną broszurę dodawaną do książki. Świetny pomysł. Co ciekawe w prologu publikacji czytamy historię podobną do mojej. Oto Wolfgang Vollmer opisuje, jak doszło do wydania książki. W Internecie znalazł zdjęcie słonia z marchewek i zapragnął wiedzieć więcej o jego autorze. Zupełnie jak w przypadku moim i pani cebuli! Vollmer zaczął kolekcjonować fotografie Roxa, książki, zwiedzał archiwa (m.in. w Berlinie czy South Hadley) i w ten sposób dowiadywał się więcej i więcej. Dzięki tej pracy ja teraz mogę pogłębiać swoją wiedzę. Dzięki tej pracy trafia w ręce nas wszystkich przepiękna rzecz. Dzięki tej pracy życie i twórczość dwojga artystów (Henry’ego i jego żony Lotty) nie zostanie zapomniane. To pierwsza publikacja, która dotyczy tych twórców. Dzięki niej nie zostaną zapomniani.

Henry Rox urodził się w Berlinie w 1899 roku jako Heinrich Rosenberg. Brał udział w I Wojnie Światowej a od 1920 roku studiował w stolicy Niemiec historię sztuki, rzeźbę oraz fotografię. W 1927 roku poślubił Charlottę Fleck. Ze względu na swoje żydowskie korzenie, aby uniknąć niebezpieczeństwa, w 1934 roku wyjechali do Londynu, gdzie zmienili nazwisko. Odtąd żyli jako Henry i Lotta Rox. To właśnie w Anglii artysta zaczął dodawać oczy owocom i warzywom, tworzyć figurki. W 1938 roku wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Tam od 1939 roku Henry Rox pracował jako wykładowca rzeźby i historii sztuki na Mount Holyoke College w South Hadley. W 1948 roku małżeństwo dostało amerykańskie obywatelstwo. W 1954 roku Henry Rox otrzymał tytuł profesora, następnie stypendium Guggenheima na podróż do Europy. Zmarł 14 lipca 1967 roku w South Hadley. O jego śmierci poinformował m.in. New York Times.

Jak traktował profesor Henry Rox swoje owocowe i warzywne rzeźby? Czy były rozrywką? Na pewno ucieleśniały jego poczucie humoru. No i przecież nie tylko chodzi o postacie, ale o całe wykreowane światy, sceny, które potem misternie fotografował. Jak je klasyfikować? Jak do nich podchodzić? Przecież fotografowie też analizują prace Roxa. A może są to tylko martwe natury? Na to nie ma jednak zgody. Na pewno wyczuwamy tu chęć zabawy, niezwykłą kreatywność i pokusę antropomorfizowania. To jest wspaniała mieszanka fotografii eksperymentującej, dokumentującej, świata reklamy, może niektórzy z uśmiechem powiedzą: toż to food porn! I jakże dobrze przemyślany! Nic tu nie wydaje się przypadkowe czy spontaniczne. Przeciwnie, mamy poczucie, że sceny zostały zbudowane z wielką dokładnością. Są dobrze oświetlone, mają piękne kolory. Ale przecież wiadomo, że warzywa i owoce szybko tracą świeżość, musiały zatem powstawać z energią i w krótkim czasie. No i jest to materia delikatna. Trzeba do niej podchodzić z wrażliwością. To wspaniałe widzieć ją ożywioną! A ja już chyba zawsze w jabłku będę widzieć głowę.
Chcecie kupić książkę? Nie wahajcie się! Trafi w Wasze ręce coś przepięknego, cudownie wydanego! Coś, co jest niezwykłym hołdem złożonym twórcy niezwykłych-zwykłych rzeźb. I kto wie, może i Wy zaczniecie robić z bananów słodkie świnki a w Waszej kuchni na stałe zagości piękna pani cebula?
