„Ależ Paryż to prawdziwy ocean. Możecie wrzucać weń sondę, nigdy nie poznacie jego głębokości. Przebieżcie go, opisujcie; choć byście nie wiem jak go przebiegali i opisywali, choćby nie wiem jak liczni i gorliwi byli badacze tego morza, zawsze znajdzie się jakaś dziewicza ustroń, nieznajoma czeluść, kwiaty, perły, potwory, coś niesłychanego, zapomnianego przez literackich nurków”. Honoré de Balzac, Ojciec Goriot (czytam namiętnie Balzaca od lat, tym razem wróciłam do „Ojca Goriot”, którego czytałam, kiedy miałam 17 lat).
Przyjechałam do Paryża na festiwal CutOut, odbywający się jednocześnie w Kijowie i Paryżu. Temat festiwalu to „Wolność”.
Odwiedziłam galerię Le Bonheur (jej nazwa to „The Happiness Is In The Moment”) a także -wspaniały zbieg okoliczności- spędziłam wieczór Dada na Montmartre celebrując wydanie kolejnego numeru magazynu Maintenant opublikowanego przez Three Rooms Press w NYC, w którym również znalazł się mój kolaż.
A poniżej jakieś drobne świadectwa mojej przebieżki. Dom Wiktora Hugo, Muzeum d’Orsay… godziny szwendania…












Bienvenue en France !
Ale świetny wyjazd! Tęsknię za Paryżem. Za tym kolorowym tłumem na ulicy, za kawiarenkami, wystawami, galeryjkami, za wielką sztuką i uroczym kiczem, za monumentalną ciągle jeszcze wieżą i uroczymi drobiazgami w życiu codziennym, na ulicy i w zwyczajnych, niewielkich na ogół domach mieszkańców.
O Tak! Paryż jest cudowny i uwodzi! Nawet kiczem! Pierwszy raz miałam w nim czas dla siebie, na niespieszne wędrówki!