Moja wyprawa wielorybnicza trwa! Ten rok to był wspaniały rok, wiatry generalnie były sprzyjające, choć oczywiście pojawiały się sztormy – momenty, kiedy pozostało mi tylko zapytać retorycznie z niedowierzaniem „Serio?” No np. zalane mieszkanie, wymuszona przeprowadzka, zostawiona Saska Kępa…
Ale, ale! To był rok, w którym dałam radę utrzymywać się z tego, co tworzę i robię. Upewniłam się, że jestem na właściwej drodze. Wzięłam udział w paru wystawach (m.in. na zaproszenie Andrzeja Pągowskiego w Arkadach Kubickiego, podczas festiwalu CUTOUT w Paryżu), przeprowadziłam dużo warsztatów, m.in. w moim ulubionym Muzeum Karykatury. Mój kolaż pojawił się pierwszy raz na okładce książki – i to książki o miłości. Odwiedziłam dwa razy Paryż, raz Berlin i raz Dublin. Pierwszy raz byłam w Lanckoronie, Zamościu i Sobiborze. I były to niezapomniane chwile. Spełniłam marzenie i pojechałam na grób Vincenta van Gogha! Byłam w domu Balzaca! Zrealizowałam największe artystyczne zamówienie w moim dotychczasowym życiu: 10 linorytów dla pewnej restauracji na Florydzie (o tym napiszę, mam nadzieję, wkrótce!). Zrobiłam ilustracje do „Frankensteina” podczas rezydencji ilustratorskiej zorganizowanej przez Kolaj Institute (książka ukaże się w przyszłym roku, czyli niedługo już!). Poza tym pływałam w jeziorze, jeździłam na rowerze, zjadłam dużo lodów, tańczyłam na dwóch weselach, głaskałam koty i krowy, przeczytałam dużo książek i obejrzałam dużo filmów. A filmem roku jest dla mnie „Uczta Babette”. A książką – czytany od paru lat już i ciągle „Moby Dick”. No i cały ten rok pracowałam nad moją stroną i sklepem internetowym, o którym napiszę może jutro, bo już jest prawie gotowy! A na zakończenie roku dotarła do mnie wiadomość hit! Dostałam się na artystyczną rezydencję Áras Éanna, z 300 zgłoszeń wybrano 10 osób! I spędzę cały październik na wyspie Inis OÍrr i będę się gapiła na ocean codziennie! I robiła kolaże i linoryty, a potem zrobię animację. I zobaczę wieloryba.
Dziękuję tym z Was, którzy towarzyszą mi w przygodzie zwanej „żeglowaniem”. Chwytam za wiosła i płynę dalej!
Na zdjęciu ja i dąb, który pamięta mnie jako niemowlę. Podobno strasznie się na tych spacerach darłam! Odwiedziłam go w mijającym roku. I było to wzruszające! Opowiedziałam mu historię, jak to w Irlandii zasadziłam inny dąb. Drzewo to zatem mianuję drzewem mego życia. Bo w tym roku do mnie dotarło, że tak właśnie jest.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku!!!
A teraz „ster na burtę! Dalej naokoło świata!”